Pewnego dnia u mistrza Zen zjawił się bogaty samuraj. Mistrz, starym japońskim zwyczajem, zaparzył herbatę i nalał gościowi do filiżanki, a następnie usiadł naprzeciw i zapytał:
– Co Cię do mnie sprowadza?
– Mistrzu, ciężko pracowałem całe życie a teraz przebyłem szmat drogi by tu dotrzeć i wiele poświęciłem by Cię odnaleźć. Pragnę otrzymać od Ciebie wiedzę jak wzbogacić się duchowo. Chcę nauczyć się jak być lepszym człowiekiem.
Mistrz wziął do ręki czajnik i zaczął dolewać herbaty do pełnej już filiżanki samuraja. Napój zaczął przelewać się poza brzegi naczynia i rozlał po całym stole. Mistrz dalej dolewał herbaty a płyn ciurkiem ściekał po brzegach stołu na podłogę.
Ta prosta przypowieść w piękny sposób ilustruje na czym polega mądrość w pracy z sobą. Nie możemy nauczyć się niczego nowego, jeśli nie opróżnimy naczynia.
Do powiedzenia „Z pustego i Salomon nie naleje” moglibyśmy śmiało dodać: do pełnego też nie.
W pierwszych etapach pracy z ciałem kluczowe jest nie uczenie się nowych rzeczy – jak nakładanie kolejnych, świeżych warstw ubrania, na stare, brudne i dziurawe, ale pozbycie się wszystkiego, czego nie chcemy i nie potrzebujemy, wszystkiego, co nas ogranicza i blokuje.
Tutaj dochodzimy do niezwykle ważnej kwestii, jaką jest pamięć.
Podejście psychosomatyczne w jakim pracujemy, zakłada istnienie ścisłych zależności miedzy kondycją ciała a historią naszego życia. Pamięć ciała polega na gromadzeniu wszelkich niewyrażonych uczuć czy traum w postaci napięć (zastojów). Kumulują się one głównie w powięziach (błonach tkanki łącznej okrywających mięśnie i narządy ciała).
W przyrodzie zagrożone zwierzę zamraża w ciele strach, aby uciec i ocalić życie. Jeśli uda mu się przeżyć, znajduje bezpieczne miejsce i trzęsie się, aby uwolnić, wyrazić to, od czego odcięło się na czas ucieczki. Ludzie od najmłodszych lat uczą się reagować „prawidłowo” – w zgodzie ze społecznymi normami zachowań, uczą się wstydzić swoich emocji, oceniać je i tłumić. Zamykane w ciele traumy i uczucia nie znikają jednak bez śladu. Tkwią one w naszych tkankach w postaci zastojów i napięć, od których bardzo często odcinamy świadomość. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy z tego ile wysiłku wkładamy w utrzymanie tych starych, niewyrażonych emocji w ryzach i jak spięci jesteśmy.
Emocje to energia. Jeśli nie potrafimy jej używać, to obraca się ona przeciwko nam: przekierowujemy ją do wewnątrz i wtedy przyjmuje ona postać autodestrukcji, lub na zewnątrz, gdzie przybiera postać sarkazmu, wybuchów złości, złośliwości, narzekania…
Tym czasem zamiast obawiać się jej, możemy przekuć ją w nasz zasób: uczynić z emocji naszą moc.
Odpowiednia praca na poziomie ciała umożliwia uwolnienie powstałych w ciągu życia zastojów w ciele.
Trzeba przygotować się na to, że w pracy z ciałem wcześniej czy później trafimy na mało komfortowy etap, w którym staniemy z sobą „nadzy w prawdzie” jak Adam i Ewa w Księdze Rodzaju. W parze z bólem istnienia idzie jednak trzeźwość osądu, a największym zadaniem na drodze do odzyskania ciała i poczucia mocy jest nauczyć się na nowo wyrażać emocje. Pogłębiając świadomość, w tym świadomość ciała uwalniamy się od schematycznego, niezdrowego dla nas i otoczenia reagowania, zyskując w zamian poczucie odpowiedzialności i decyzyjności w życiu.